Pada a raczej leje, szaro , mgliście,
depresyjnie, chyba mnie to cieszy bo mogę bez wyrzutów sumienia siedzieć i pić drugą kawę, poić się cały dzień czymś
ciepłym , mówić, ze jest brzydko i po raz pierwszy nikt nie będzie patrzył na
mnie jak na wariatkę. Upajam się wiec
swoim podłym nastrojem, moją
,,polskością” .
Szukam pracy i ze zdziwieniem przekonuję się ,
ze po dziesięciu latach wykonywania rozmaitych zajęć , z praktyczną znajomością
języka angielskiego- do niczego się nie nadaję. Nie spełniam wymagań
pracodawców, którzy chcieliby bym była młodą dyspozycyjną studentką ,
jednocześnie posiadającą doświadczenie na konkretnym stanowisku, władającą
kilkoma językami, odporną na stres, zawrotne tempo i kaprysy szefa supermodelką
. Przeraża mnie ten rynek pracy na którym wszyscy muszą być genialnymi robotami
wielofunkcyjnymi , w garniturach od Zary i włosami prosto od fryzjera.
Tymczasem na ulicy widzę w większości
ludzi z dziesięcioletnimi telefonami,
potarganymi, przetłuszczonymi włosami i
wysyp sklepów z używaną odzieżą . Chyba jedynie te niespełna dwudziestoletnie
klony mają siłę wyrywać starym kasę z portfela na firmowe ciuchy, haircut ‘y ,
iPhony i laptopy , na których tworzą
swoje fantastyczne, rozdęte cv . Czuję się stara i zmęczona bo prawdopodobnie
napisanie tej strony zajmuje mi więcej czasu niż niektórym młodym ludziom stworzenie
rozdziału pracy magisterskiej.
Do naszego współczesnego świata miewam
ambiwalentny stosunek bo życie w nim wymaga ciągłych zmian co często bywa
wyczerpujące. Ledwie przyzwyczaję się do tego jak wygląda i działa mój telefon,
on prosi o update po którym zupełnie go nie rozpoznaję. Często tęsknie za tym
prostym światem bez komputerów, smartphonów , nieznośnej ilości samochodów,
czasów w których można było przejść przez życie mówiąc we własnym języku i
pracując w jednym miejscu. Teraz wszyscy jesteśmy,, potargani’’ przez tą naszą
rzeczywistość dwudziestego pierwszego wieku. Wielu z moich znajomych doświadcza
schizofrenii emigranta, nie wiemy gdzie chcemy żyć i jak żyć z kredytem
zaglądającym nam co miesiąc do portfela , jak wychowywać dzieci w ciągłej
niepewności, zabieganiu i stresie.
Do tego nasze ,,kochane” social media, od
których niemal każdy z nas jest choć trochę uzależniony, codziennie bombardują
nas nieprawdziwym wizerunkiem naszych znajomych bo na facebooku i instagramie
wszyscy odnoszą permanentny sukces. Wszyscy są na nieustających tropikalnych
wakacjach, rodzą im się piękne i zdrowe dzieci. Wszyscy jeżdżą drogimi
samochodami , do równie drogich sklepów i zjadają super zdrowe lunche a kalorie
spalają w fitness klubach ćwicząc jogę bądź grając w squash. Wieczorem wracają
do swoich pięknych współmałżonków i
jedzą kolejny wystawny posiłek.
Ach ta moja przewrotność z jednej strony lubię
być, jak to się w dzisiejszych czasach mówi, zainspirowana czymś ładnym i
pozytywnym z drugiej jednak czasem chciałabym zobaczyć swoich znajomych jako
ludzi z krwi i kości ze słabościami i prawdziwym obliczem. Ale być może gdzieś
tą swoją realną twarz zgubiliśmy. Zaplątała się pomiędzy wizyta na blogu Kasi Tusk,
ćwiczeniami z Ewa Chodakowską i posiłkiem z Kwestii Smaku bądź Jadłonomi.
Idę zjeść jabłko bo podobno to patriotyczny akt
…