Niestety nie będzie to recenzja
powieści Jacka Kerouac’a ale lament na
temat polskich dróg. Choć czytając notkę z okładki na temat książki sławnego beatnika,
niemal utożsamiam się z jej bohaterami bo to ,,straceńcy przemierzający Amerykę
w gorączkowej pogoni za sensem , w rozpaczliwej ucieczce od stylu życia
narzuconego przez zmaterializowane klasy średnie”. Tylko, że ja przemierzam
Polskę a ściślej rzecz ujmując Kraków . Miasto wielkości znaczka pocztowego, ze
smokiem zionącym ogniem pod Wawelem i smogiem, którego nie powstydziłby się
nawet Pekin. No ale dzisiaj nie o smogu, choć ten wisi złowieszczo nad miastem
od dwóch tygodni i utrudnia życie jego mieszkańcom. Dużo się na jego temat
mówi, mało robi-jak to w Polsce. Dzisiaj będzie o polnych ścieżkach , które otrzymały
tutaj nazwę jezdni.
Nie wiem czy w kraju nad Wisłą
przyczyną zawałów jest nadmierne spożycie mięsa i palenie nieznośnej ilości petów , czy może zwykła, jakby się mogło wydawać,
jazda samochodem. Jak tylko wsiadam do auta, zaczynam się zastanawiać czy
będzie mi dzisiaj potrzebna reanimacja. Przeciętnie w ciągu 15 minut jazdy
samochodem, co najmniej 2 razy doświadczam ,,zatrzymania akcji serca”. Myślę,
że przez dziesięć lat jazdy w Stanach nie doświadczyłam tyle stresu co w tutaj
w przeciągu marnych kilku dni. Zawsze zastanawia mnie jak tak wąskie drogi mogą
prowadzić w dwóch kierunkach? Ten drugi kierunek to często śmierć, kiedy mądry
obywatel wyprzedza na trzeciego, czasem nawet czwartego. Jak widać tragedia narodowa z
Otylią Jędrzejczak w roli głównej niczego nie nauczyła ,,niemiłego
społeczeństwa”. No tak wszyscy tylko zaciskają zęby i z kurwą na ustach wciskają
gaz. Bluzg za bluzgiem i jedziemy. Oh yeah I know what you gonna say –I’m American
pussy- I know, but I like it. Lubię
kiedy na drodze mieszczą się dwa samochody i nie muszę jeździć slalomem, żeby
nikogo nie zabić. Podobają mi się drogi z mniejszą ilością dziur i niezrozumiałych
znaków. Czasem widząc pięć drogowskazów jednocześnie zaczynam wątpić w moją umiejętność
robienia kilku rzeczy naraz. Mój mąż, który jeszcze nie opanował sztuki
czytania polskich znaków wciąż zadaje ,,niemądre” pytania w stylu po co np. ustawiono tablicę ,,koniec tunelu”? Jeśli każdy bez dodatkowych informacji jest w stanie
zauważyć, że oto właśnie tunelu już nad nami nie ma.
Przyznam też, że sprawia mi
ogromną radość możliwość zaparkowania samochodu w sposób, który umożliwia
jednocześnie jego opuszczenie bez cierpienia na anoreksję i bez szkody dla
pojazdu, który stoi obok. Mam wrażenie , że polscy projektanci miejsc
parkingowych to przedszkolacy, którzy
mieli za zadanie narysować miejsca postojowe dla swoich resorówek. Efekt jest
taki, że większość ludzi stawia samochód na dwóch miejscach, są też i tacy którzy
stoją pod różnymi kątami. No cóż potrzeba matką wynalazku. Niemniej jednak dodatkowe
20cm uradowałoby nie tylko przybyszy zza oceanu a samochodów na parkingu nadal
zmieściłoby się tyle samo.
Próżno szukać sensu na polskich
drogach ,w gąszczu niezrozumiałych znaków, pozostaje zajarać szluga, głośno
przekląć i wcisnąć gaz do dechy. No to w drogę…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.