piątek, 31 października 2014

On the road



Niestety nie będzie to recenzja powieści Jacka Kerouac’a  ale lament na temat polskich dróg. Choć czytając notkę z okładki na temat książki sławnego beatnika, niemal utożsamiam się z jej bohaterami bo to ,,straceńcy przemierzający Amerykę w gorączkowej pogoni za sensem , w rozpaczliwej ucieczce od stylu życia narzuconego przez zmaterializowane klasy średnie”. Tylko, że ja przemierzam Polskę a ściślej rzecz ujmując Kraków . Miasto wielkości znaczka pocztowego, ze smokiem zionącym ogniem pod Wawelem i smogiem, którego nie powstydziłby się nawet Pekin. No ale dzisiaj nie o smogu, choć ten wisi złowieszczo nad miastem od dwóch tygodni i utrudnia życie jego mieszkańcom. Dużo się na jego temat mówi, mało robi-jak to w Polsce. Dzisiaj będzie o polnych ścieżkach , które otrzymały tutaj nazwę jezdni.
Nie wiem czy w kraju nad Wisłą przyczyną zawałów jest nadmierne spożycie mięsa i palenie nieznośnej ilości petów , czy może zwykła, jakby się mogło wydawać, jazda samochodem. Jak tylko wsiadam do auta, zaczynam się zastanawiać czy będzie mi dzisiaj potrzebna reanimacja. Przeciętnie w ciągu 15 minut jazdy samochodem, co najmniej 2 razy doświadczam ,,zatrzymania akcji serca”. Myślę, że przez dziesięć lat jazdy w Stanach nie doświadczyłam tyle stresu co w tutaj w przeciągu marnych kilku dni. Zawsze zastanawia mnie jak tak wąskie drogi mogą prowadzić w dwóch kierunkach? Ten drugi kierunek to często śmierć, kiedy mądry obywatel wyprzedza na trzeciego, czasem nawet  czwartego. Jak widać tragedia narodowa z Otylią Jędrzejczak w roli głównej niczego nie nauczyła ,,niemiłego społeczeństwa”. No tak wszyscy tylko zaciskają zęby i z kurwą na ustach wciskają gaz. Bluzg za bluzgiem i jedziemy. Oh yeah I know what you gonna say –I’m American pussy- I know, but I like it. Lubię kiedy na drodze mieszczą się dwa samochody i nie muszę jeździć slalomem, żeby nikogo nie zabić. Podobają mi się drogi z mniejszą ilością dziur i niezrozumiałych znaków. Czasem widząc pięć drogowskazów jednocześnie zaczynam wątpić w moją umiejętność robienia kilku rzeczy naraz. Mój mąż, który jeszcze nie opanował sztuki czytania polskich znaków wciąż zadaje ,,niemądre” pytania w stylu po co np. ustawiono tablicę ,,koniec tunelu”? Jeśli każdy bez dodatkowych informacji jest w stanie zauważyć, że oto właśnie tunelu już nad nami nie ma.
Przyznam też, że sprawia mi ogromną radość możliwość zaparkowania samochodu w sposób, który umożliwia jednocześnie jego opuszczenie bez cierpienia na anoreksję i bez szkody dla pojazdu, który stoi obok. Mam wrażenie , że polscy projektanci miejsc parkingowych to  przedszkolacy, którzy mieli za zadanie narysować miejsca postojowe dla swoich resorówek. Efekt jest taki, że większość ludzi stawia samochód na dwóch miejscach, są też i tacy którzy stoją pod różnymi kątami. No cóż potrzeba matką wynalazku. Niemniej jednak dodatkowe 20cm uradowałoby nie tylko przybyszy zza oceanu a samochodów na parkingu nadal zmieściłoby się tyle samo.
Próżno szukać sensu na polskich drogach ,w gąszczu niezrozumiałych znaków, pozostaje zajarać szluga, głośno przekląć i wcisnąć gaz do dechy. No to w drogę…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.